"Kolejne 365 dni" to trzeci już film powstały na postawie serii książek Blanki Lipińskiej, który właśnie ujrzał światło dzienne. Wielu gratulowało autorce sukcesu, jednak wydaje się, że zagraniczni recenzenci są bezlitośni. Na popularnym portalu IMDb, poświęconym sztuce kina i zbierającym oceny widzów dotyczące wybranych produkcji, najnowsze "365 dni" zebrało ocenę 2,7 na 10. Użytkownicy przyznają jednak, że ta część jest lepsza od poprzedniej.

Reklama

"Kolejne 365 dni" - recenzje krytyków filmowych

"Kolejne 365 dni" to film, na który czekało wiele Polek. Erotyk nazywany polską wersją "50 twarzy Greya" zgromadził przed telewizorami miliony widzów na całym świecie. Obecnie na Netflixie zajmuje on pierwsze miejsce pod względem popularności. Blance Lipińskiej trudno odmówić więc sukcesu. Film włącza się, nawet jeśli nie jest się fanem i chce się sprawdzić, o co cały ten hejt. O pierwsze recenzje pokusili się już krytycy filmowi zza oceanu.

Co dziennikarze napisali o filmie "Kolejne 365 dni"? Niektórzy mówili, że film strasznie się dłuży. Inni zarzucali mu nudę i niemal kalki do scen łóżkowych z poprzedniej części. Na portalu Decider pojawił się wpis, gdzie film został rozebrany na części, a autor, John Serba punktuje mu niedociągnięcia. Pracę Laury w branży mody, która dopiero teraz zaczyna ją interesować i wybór pomiędzy jednym, a drugim gangsterem.

Film brnął powoli i powtarzalnie do końca, aż doszedł do nierozstrzygnięcia, które mogłoby być frustrujące, gdybyśmy w ogóle byli zaangażowani w wewnętrzny konflikt Laury - podsumował go.

W Variety pojawiła się recenzja, którą napisała Jessica Kiang, która określiła film dosadnie jako kretyński, ale podkreśliła jednocześnie, że jest on "dojną krową".

Laura w końcu dochodzi do wniosku, że być może facet, który ją porwał i zniewolił seksualnie, a teraz zazdrośnie monitoruje każdy jej ruch, nie jest księciem, w którego uwierzyła. Do tego były potrzebne trzy filmy, upadające małżeństwo, postrzelenie, stracona ciąża, wypadek samochodowy i cierpliwy, gorętszy i nawet bogatszy facet, ale co tam - czytamy w recenzji.

Dodała również ironicznie - niech żyje feminizm. Przyznała również, że "sceny seksu tym razem są nużąco zwyczajne", a jednym ciekawym momentem jest pocałunek Massimo i Nacho.

Zobacz także
Piosenki są nie do odróżnienia, a każdy tekst napisany jest przez ten sam algorytm - podkreśliła.

Czytelników autorka recenzji zostawia z myślą o kolejnej części.

Nadzieja, że „Kolejne 365 dni” będzie ostatnim „365 dni” tylko dlatego, że bazuje na ostatniej książce, jest nikła, zwłaszcza biorąc pod uwagę jej zakończenie - podsumowała dziennikarka.
Reklama

Myślicie, że czeka nas kolejne "365 dni"?

Reklama
Reklama
Reklama