
Żelazko Philips PerfectCare Elite Silence – kilka słów o urządzeniu
Nie będę się szczegółowo rozwodziła nad parametrami technicznymi, ponieważ o nich możecie przeczytać na stronie producenta. Od razu podzielę się moimi wrażeniami.

Po rozpakowaniu żelazka, okazało się, że wcale nie jest tak duże, jak sądziłam po pokaźnym rozmiarze pudełka. Żelazko ma ładny złoto-biały kolor, jest lekkie i dobrze leży w dłoni. Już wiedziałam, że jest to plus na przyszłość, gdyż planowałam przetestować także prasowanie w pionie, które wymaga dłuższego trzymania żelazka w powietrzu. Jak zaplanowałam, tak też zrobiłam, ale o prasowaniu w pionie za chwilę…
Żelazko Philips PerfectCare Elite Silence – test tradycyjnego prasowania
Przekartkowałam dołączoną instrukcję (swoją drogą, bardzo czytelną) i zaciekawiona przystąpiłam do testów. Napełniłam pojemnik wodą (jego pojemność wynosi maksymalnie 1,8l) i na pierwszy rzut wybrałam spódniczkę z podszewką uszytą z… No właśnie. Nie jestem w stanie określić, z jakiego materiału została wykonana, ponieważ odcinam wszystkie metki od nowo zakupionych ubrań. Zapewne bawełna z domieszką czegoś, ale na szczęście nie musiałam wiedzieć tego dokładnie, bo nie ustawiałam żadnych parametrów żelazka. W każdym razie spódniczka podobna do tej:
Włączyłam żelazko, które po krótkim czasie gotowość do pracy zasygnalizowało dźwiękiem. Skorzystałam także z funkcji ECO, by zmniejszyć zużycie energii.
Początkowo nieufna – no bo jak to, naprawdę mam nie ustawiać temperatury? – zaczęłam prasować podszewkę. Gdyby się spaliła, to nie będzie widać. :) Nic takiego oczywiście nie miało miejsca – żelazko zaczęło lekko sunąć po materiale, idealnie go rozprasowując. Choć spódnica jest wykonana z innego materiału niż podszewka, od razu mogłam zacząć ją prasować! Żelazko samo dopasowało temperaturę. Na mocniejszych zagnieceniach stosowałam parę, uruchamiając ją jednym przyciskiem, który znajduje się w wygodnym miejscu pod rączką, ale i bez niej żelazko świetnie dawało radę.
Myślę sobie „no to teraz dżinsy”. Nie musiałam zrobić absolutnie nic. Po prostu po nie sięgnęłam i zaczęłam prasować bezpośrednio po spódnicy. Tak samo po wyprasowaniu spodni przeszłam do prasowania pościeli i prześcieradła, ale żeby nie było tak łatwo, wcześniej po wypraniu zostawiłam je dłużej w pralce, by były bardziej pogniecione (tak, czasami mi się to zdarza, nawet niespecjalnie ;)). Nie było mocnych na siłę pary i prasowanie nie sprawiło mi żadnego kłopotu.
Na koniec wisienka na torcie, czyli bluzka z łączonych materiałów – tył wykonany z wiskozy, przód z nadrukiem – z poliestru. Zupełnie nowa, nienoszona (jeszcze z metką, więc mogłam sprawdzić materiał) i, jak wiadomo, z licznymi zagnieceniami. Dokładnie taka:
Weteranem prasowania nie jestem, więc pewnie zadzwoniłabym do mamy, jaką temperaturą wyprasować taką hybrydę, ale oczywiście nie musiałam tego robić. Żelazko pomyślało za mnie, dobrało temperaturę, więc po prostu, swoją drogą bardzo szybko, ją wyprasowałam.
Żelazko Philips PerfectCare Elite Silence – test prasowania w pionie
Mam śliczny, jasno-pomarańczowy płaszczyk, fasonem podobny do tego:
…który niestety bardzo się gniecie. Właściwie już gdy go kupowałam był pognieciony, ale tak bardzo mi się podobał, że musiałam go mieć (zwykle kupuję praktyczne rzeczy, z którymi nie przewiduję problemów podczas prasowania). Wówczas zrobiłam wyjątek i po zakupie oddałam go do profesjonalnego prasowania, wydając na to dodatkowe, swoją drogą niemałe, pieniądze. Chyba nie muszę dodawać, że wcześniej odcięłam metkę i początkowo nie chcieli mi go przyjąć? Jednak po namowach, pan zgodził się zrobić próbę w niewidocznym miejscu i przyjął płaszcz.
Jak można się spodziewać, na niewiele się to zdało i już po kilku założeniach płaszczyk wrócił do swojego pierwotnego, niechlujnego wyglądu. Efekt? Zawisł na długo w szafie, bo wstydziłam się go nosić. Teraz pomyślałam, że będzie to ostateczny test żelazka!
Rozwiesiłam płaszczyk, przełączyłam żelazko na funkcję TURBO pary (wystarczy przez 2 sekundy przytrzymać przycisk włączania) i po chwili urządzenie było gotowe. Rozciągnęłam ręką zagniecione miejsca (Uwaga! Należy to robić w rękawicy!) i, muskając materiał żelazkiem, uruchomiłam parę, która uderzyła ze zwielokrotnioną siłą. Po kilku ruchach, zagniecenia zniknęły. Byłam zdumiona, że zadziało się to tak łatwo!
Żelazko Philips PerfectCare Elite Silence – opinie i podsumowanie
- Żelazko rzeczywiście, jak obiecuje producent, pracuje cicho, jest lekkie i z łatwością dociera do trudno dostępnych miejsc (zarówno prasowana przeze mnie spódniczka, jak i bluzka z łączonych materiałów, posiadają ściągacz i marszczenia).
- Nie pamiętam, ile wlałam wody, ale mam wrażenie, że prawie w ogóle jej nie ubyło. Myślę, że prędzej skończyłyby mi się ubrania do prasowania niż woda w zbiorniku, ale w razie potrzeby, spokojnie można jej dolać w dowolnym momencie.
- W czasie prasowania żelazko po prostu zsuwałam z ubrania na deskę i tak zostawiałam. Nie musiałam myśleć o tym, czy jej nie przypali, a i nie musiałam wykonywać dodatkowego ruchu ręką, jak przy tradycyjnym żelazku. Dawniej po dłuższym prasowaniu dawało się odczuć, że nadgarstek jest nadwyrężony. Tutaj nie miałam takiego problemu.
- Zaryzykowałam i sprawdziłam – bez obaw można zostawić żelazko na tkaninie! Na pewno nie ulegnie zniszczeniu.
- Sprawdziłam także funkcję oszczędności energii i bezpieczeństwa – żelazko wyłączyło się samo po około 10min. od pozostawienia.
Reasumując, piątka z plusem!
Cieszę się, że miałam możliwość przetestować żelazko z generatorem pary, bo teraz widzę, jak ogromna jest różnica pomiędzy takim zestawem a zwykłym żelazkiem, do którego wlewa się wodę. W żelazku z generatorem para rozprowadzana jest równomiernie, pod dużo większym ciśnieniem niż w wypadku zwykłego żelazka (zwłaszcza przy opcji TURBO). Absolutnie nic nie przecieka i nie może być mowy o mokrych, ani żadnych innych plamach na prasowanych ubraniach. Polecam z nieskazitelnie gładkim ubraniem i czystym sumieniem. :)
Mam nadzieję, że dokładnie wszystko opisałam, ale gdybyście miały jakieś pytania, piszcie! Chętnie odpowiem.
Zdjęcia: Fotolia, Philips, Orsay