Reklama

Niedługo po wielkim, wystawnym ślubie Meghan Markle i księcia Harry’ego, księżna Sussex dała się poważnie we znaki swoim dworskim pracownikom. Dawne hollywoodzkie przyzwyczajenia, ogromne ego i fakt, że wstąpiła w szeregi rodziny królewskiej sprawiły, że nowa księżna stała się niezwykle kapryśna. Co więcej jej służba wielokrotnie podkreślała, że Meghan nie tylko była bardzo rozpieszczona, ale też miała zapędy dyktatorskie, przez co nazywali ją „Duchess Difficult”, czyli „trudna księżna”. Co ciekawe, ten stan się pogłębił, gdy na świat przyszedł mały Archie. Markle dopiero wtedy stała się pracodawczynią z piekła rodem.

Reklama

Meghan Markle to pracodawca z piekła rodem

Jak donosi „Woman’s Day” przez pałac Meghan i Harry’ego przewinęła się armia niań, odkąd w maju 2019 roku na świecie pojawił się Archie.

Kiedy urodził się Archie, Meghan stała się jeszcze trudniejsza. Chciała zrobić wszystko sama, ale szybko zdała sobie sprawę, że potrzebuje dodatkowej pary rąk, kiedy byli w Wielkiej Brytanii, ponieważ Harry był zawsze zajęty swoimi królewskimi obowiązkami – czytamy w „Woman’s Day”.

Okazuje się jednak, że nie łatwo było sprostać wygórowanym oczekiwaniom nowej księżnej.

Ona nigdy nie mogła znaleźć porozumienia ze swoimi niańkami. Była nadpobudliwa, a zwłaszcza nie mogła znieść tego, jeśli któraś z opiekunek radziła sobie z dzieckiem lepiej niż ona. Doszło do tego, że nianie nie wiedziały, jaka jest ich praca, ponieważ Meghan zawsze porywała Archiego ze sobą.
East News

By tego było mało, doszło nawet do sytuacji, w której jedna z niań została wyrzucona przez Meghan w środku nocy, gdyż żona Harry’ego uznała ją za mało kompetentną.

Meghan nie ufała nikomu jeśli chodziło o jej dziecko i pomimo mocno obwarowanych umów o zachowaniu poufności, które jej pracownicy są zmuszeni podpisywać, i tak zmuszała ich do oddawania telefonów, aby mogła sprawdzić, czy nie ma w nich zdjęć i wideo z Archiem. Stworzyło to koszmarne środowisko pracy, które nie mogło być dobre emocjonalnie ani dla Archiego, ani jego mamy, ani tym bardziej zatrudnianych opiekunek – donosi informator magazynu.

A jak wygląda sytuacja po przeprowadzce pary do Stanów Zjednoczonych i rezygnacji małżonków z dworskich obowiązków i przywilejów? Jak donosi informator „Woman’s Day”, Megnan i jej bliscy już zadomowili się w swojej rezydencji w Santa Barbara, gdzie na ich rozkazy ochoczo czeka całodobowy personel. By tego było mało, po przeprowadzce do USA synek Sussexów ma jeszcze więcej niań, niż w pałacu.

Zobacz także: Meghan i Harry mają problemy z sąsiadami. Nikt w okolicy ich nie lubi...

Ma armię ekspertów, którzy pilnują, by Archie dobrze dorastał. Są logopedzi, terapeuci behawioralni, hiszpańskojęzyczna niania, która upewnia się, że będzie dwujęzyczny, instruktorki jogi dla dzieci… Archie ma wszystko. Meghan chce mu wynagrodzić fakt, że z powodu pandemii nie ma dzieci w jego wieku, z którymi mógłby się zintegrować i pobawić. Zatrudniła najlepszych ekspertów od dzieci, jakich można kupić za pieniądze, ale wciąż gdzieś krąży w pobliżu podczas jego lekcji, co jest w pewnym sensie sprzeczne z celem tego wszystkiego, ale pracownicy nie mają innego wyjścia, jak zaakceptować to, ponieważ jest księżniczką i ich zatrudnia.
Reklama

Mówi się również, że Meghan zachowuje się bardzo wytwornie i nawet stara się używać brytyjskiego akcentu, kiedy zwraca się do nauczycieli syna. Rzeczywiście szefowa z piekła rodem?

mat. prasowe "Woman's Day"
Reklama
Reklama
Reklama