Dariusz Pachut dał pokaz miłości do Dody. Nawet będąc daleko wspierał piosenkarkę
Dariusz Pachut występił w programie śniadaniowym. Powiedział tam ciekawą historię z wyjazdu do Peru związaną z Dodą. Jej partner bardzo chciał zobaczyć jej występ na Festiwalu Piosenki Polskiej w Opolu. Pojawiły się trudności, jednak znakomicie sobie z tym poradził.
Doda i Dariusz Pachut wydają się być nierozłączni. Od czasu, kiedy media obiegła informacja o ich związku, Doda kwitnie, również zawodowo. Tych dwoje wspiera swoje kariery. W weekend piosenkarka zapraszała obserwatorów przed ekrany telewizorów na program z udziałem Pachuta. On był przy niej w trudnych chwilach, jakie dotknęły ją w ostatnich miesiącach. Zdobył się na jeszcze jeden gest.
Dariusz Pachut wspierał Dodę podczas Festiwalu w Opolu
Dariusz Pachut był gościem niedzielnego programu "Pytanie na śniadanie". Zasiadł na kanapie w studio, odpowiadając na pytania Katarzyny Cichopek i Macieja Kurzajewskiego na temat zdobyciu przez niego wodospadu Catarata Yumbilla w Peru. Partner Dody jest podróżnikiem, ale też sportowcem, który często stawia sobie wyzwania. Podczas rozmowy, temat zszedł również na Dodę. Przyznał, że kiedy przygotowywała się do występu na Festiwalu Piosenki w Opolu, był daleko od niej.
Zobacz także: Partner Dody ogłasza radosną nowinę. Fani patrzą na jeden szczegół
Oprócz ciężkich przygotowań, Doda miała problem z reżyserem festiwalu. Mężczyzna źle potraktował piosenkarkę i jak przyznała cała w emocjach na Instastories, wulgarnie się do niej odnosił. Ostatecznie nie pracował przy tym projekcie i przeprosił Dodę. Show wyszło niesamowicie, piosenkarka nie zawiodła wokalnie, a przy tym przebierała się kilka razy. Z Peru cały czas wspierał ją Pachut.
Choć Pachut realizował swoje marzenia i zobowiązania, nie przegapił występu Dody. Jak przyznał, bardzo chciał zobaczyć występ swojej partnerki, ale miał problemy z zasięgiem, m.in. przez kiepską pogodę. Wraz z ekipą znaleźli jednak odpowiednie miejsce i bawili się w rytm piosenek jego partnerki. Wszystko w deszczu, tuż pod drzewem bananowca.
Miała dużo przedsięwzięć w momencie, kiedy byliśmy w Peru. Też jej kibicowaliśmy. Złapaliśmy na chwilę zasięg i Opole oglądaliśmy pod liściem bananowca, w deszczu. Śpiewaliśmy i tańczyliśmy troszkę - przyznał Pachut.
To się nazywa kibicowanie na odległość!