Reklama

Anna Wendzikowska w sobotni wieczór zamieściła w internecie dość obszerny wpis, w którym opowiedziała ze szczegółami, jak wyglądała jej współpraca z TVN. Mimo iż Anna ani razu nie wymieniła nazwy stacji, to nie mamy wątpliwości, że chodziło o TVN, w którym spędziła kilka lat. "Piszę ten post, a z oczu lecą mi łzy".

Reklama

Mocne wyznanie Anny Wendzikowskiej

Anna postanowiła przerwać milczenie i opowiedzieć swoją historię o tym, że została ofiarą mobbingu. Gwiazda przez wiele lat przygotowywała dla „Dzień Dobry TVN” materiały dotyczące premier filmowych, a wiele razy mogliśmy ujrzeć ją w wywiadach z aktorami światowego kina. Warunki, jakie stawiano dziennikarce, są zatrważające. Dziennikarka musiała wielokrotnie się poświęcać. Jej zdrowie było zagrożone nawet podczas zaawansowanej ciąży, gdy ta musiała "dowieźć" materiały do Los Angeles. Musiała też wrócić do pracy 6 dni po porodzie! Jeśli jej materiał nie był gotowy na 48 h przed emisją z nagranym tłumaczeniem, podpisami, to spadał z emisji, a dziennikarka nie dostawała pieniędzy. Dla porównania inni reporterzy kończyli swoje materiały w ostatniej chwili" – wspomniała Wendzikowska.

Nikt nie wie, że poleciałam na wywiad do Los Angeles trzy tygodnie przed porodem. Musiałam mieć pisemną zgodę od lekarza. Cały lot siedziałam jak na szpilkach. Bałam się, że urodzę w samolocie. Nikt nie wie, że poleciałam na jedną noc do Filadelfii, zostawiając dziecko z nianią, kiedy miało dwa tygodnie. Wiele osób wie natomiast, że wróciłam do pracy sześć dni po porodzie.

Mobbing w pracy opierający się na stałym niezadowoleniu szefostwa, nękaniu i ciężkich zadaniach sprawił, że Anna rozmyślała nad samobójstwem. Stany depresyjne zaczęły się nasilać, a Anna postanowiła przeciwstawić się temu, jak do tej pory traktowano w TVN dopiero podczas wyjazdu w Gwatemali. Miała dosyć tego, jak okrutnie była wykorzystywana przez firmę.

Dziennikarka podczas rozmów z szefostwem nigdy nie otrzymała pomocy, czy chociażby zmiany warunków pracy. Gdy poprosiła o możliwość pracy zdalnej, usłyszała, że nikt nie ma tutaj specjalnych praw. Wspomniała również, że dla porównania inni reporterzy kończyli swoje materiały w ostatniej chwili. Anna Wendzikowska była zdradzana przez partnera, więc rola samotnej matki i łączenie opieki nad dwoma córkami z pracą, była dla niej ogromnym utrudnieniem.

Tak, to ja zapoczątkowałam dochodzenie, które zakończyło się zwolnieniami. Nie tylko moja historia to spowodowała. Tych historii było kilkadziesiąt i moja wcale nie była najgorsza. Działanie tym razem było szybkie i zdecydowane, ale dla mnie nie było odwrotu.

Odpowiedź stacji TVN na wpis Anny Wendzikowskiej

Anna otrzymała liczne słowa otuchy i wsparcie od fanów, czy kolegów i koleżanek z branży. Pod jej postem na Instagramie możemy zobaczyć wsparcie od Katarzyny Glinki, Katarzyny Cichopek, czy Agnieszki Woźniak-Starak. Gwiazdy gratulowały Annie odwagi i dziękowały jej za ten wpis. Pojawił się również dość istotny komentarz od stacji TVN, która zapewniła, że po otrzymaniu listu od Anny, w firmie pojawiły się liczne zmiany, które mają już nie dopuścić do takich sytuacji. Stanowisko w rozmowie z Faktem potwierdziła sama Dyrektor Działu PR TVN Joanna Górska.

Aniu, Twój wpis poruszył bardzo wiele osób.W redakcji DDTVN zdarzały się niestety zachowania, które nie powinny były mieć miejsca w dobrze zarządzanej, przyjaznej firmie jaką chcemy, żeby był TVN.Po otrzymaniu Twojego listu, wprowadziliśmy sporo zmian organizacyjnych i personalnych.Przytoczone przez Ciebie sytuacje nie powinny były się nigdy zdarzyć i zrobimy wszystko, żeby się nie powtórzyły.
Reklama

Myślicie, że takich sytuacji było więcej?

Reklama
Reklama
Reklama

Nasze akcje

Polecane