Ogarnia mnie smutek- coraz częściej odkrywam, że zamykają się moje ulubione drogerie internetowe. Nie ma już jagodowego sklepu i krokusowe. Próbowałam zamówić ostatnio krem z spf Bema dla dzieci i nigdzie poza Ecco Verde nie jest dostępny. Widać rynek chyba opanowały sieciowe drogerie, które mają konkurencyjne ceny i wprowadzają coraz więcej kosmetyków naturalnych. Z jednej strony to cieszy, że produkty są łatwo dostępne, ale wiele kosmetyków bardziej niszowych, które można było kupić w internetowych drogeriach są nie do dostania.
A drugi mój żal to wtopiłam z kremem myjącym od Czarszki. W ogóle czuje taką złość sama na siebie trochę, bo dałam się nabrać na influenserskie gadanie. Od początku. Oglądałam filmik gdzie Czarszka chwali swój nowy produkt tzn. krem myjący stworzony z marką Iossi. Pomyślałam sobie, że skoro zrobiony przez taką dobrą firmę, którą z resztą lubię, to musi być fajny produkt. Więc zamówiłam w przedsprzedaży, a do tego dorzuciłam balansującą wodę ziołową w opakowaniu 150 ml (bez atomizera). Poczekałam, aż produkt będzie dostępny i w końcu przyszła przesyłka. Tylko że w paczce był sam krem myjący bez wody ziołowej. Napisałam natychmiast do sklepu i dosłali mi tą wodę ziołową. Tylko, że dwie buteleczki z atomizerem o pojemności 50 ml. Czyli jestem 50 ml produktu do tyłu, bo zapłaciłam 85 zł za 150 ml, a otrzymałam 100 ml. Co z tego że z atomizerem. dodatkowo jakbym kupowała dwie buteleczki po 50 ml, to bym zapłaciła 84 zł. Złotówka do tyłu. I nawet żadnego wytłumaczenia ani informacji, że dostanę co innego niż zamawiałam.
A potem okazało się, że ten cholerny krem myjący mnie uczula!
No takiego buraka na twarzy to ja nie pamiętam kiedy miałam.
I pieniądze wyrzucone w błoto.
Więc jakbyście kiedyś nabrały się na influenserskie polecenia to przypomnijcie sobie o mojej wtopie